środa, 13 sierpnia 2014

oddam Kotka w dobre ręce...

   Ostatnio z miłego i niewinnie psocącego chłopca Janek przemienił się .....w małego i złośliwego potworka , który krzyczy , pyskuje , bije i awanturuje się przy każdej nadarzającej się okazji. Jeśli tylko coś pójdzie nie po Jego myśli - "Jasiulek" zamienia się w bestię. Fakt , charakterek chyba odziedziczył po mnie , bo do tego wszystkiego dochodzi jeszcze upór ;-P. Czasami odnoszę wrażenie , że sytuacja mnie przerasta . Zresztą nie tylko mnie. Po całym dniu walki z Cholerą , Matka i Babka zażyły tabletkę uspokajającą o! Staram się być konsekwentna i często-gęsto prowadzę z Gnojem swoistego rodzaju "gierki". Owszem , małą Cholerę ciężko jest złamać . Ba , zajmuje to niemało czasu i w większości przypadków opadają ręce. 
     Ostatnio jesteśmy na etapie gryzienia (zresztą nikogo nie powinno to dziwić). Jak pamiętacie jeszcze mniej więcej 2 miesiące temu szło nam to całkiem nieźle . Obecnie , że się tak wyrażę jest do dupy. Weźmy na przykład wczorajszy dzień. "Jasiulek" ,żeby postawić na swoim, tak długo trzymał w dziobie maleńkie kawałeczki chleba z masłem (5mm x 5mm) , nie myśląc nawet o jakimkolwiek gryzieniu czy żuciu ,  że dwukrotnie puścił pawia podczas śniadania. Chciałam Cholerę złamać i przetrzymać , nie pozwoliwszy jej odejść od stołu dopóki nie zje przynajmniej pięciu jego zdaniem gigantycznych kawałeczków chleba. Wycięłam nawet z pieczywa mały domek, z ogórka zrobiłam wiatrak , a z pozostałych składników - resztę pierdół. Zakończyło jak się zakończyło , aż w końcu odpuściłam .Trzeciego hafta bym nie zniosła.
   W tym całym Cyrku jest jeden pozytyw. Otóż udało mi się zapisać Pana Jana na wrzesień do CZD. Przed nami  jednodniowa wizyta na oddziale gastroenterologii , hepatologii i zaburzeń żywienia. Może tam ktoś pomoże Gadzinie i jego znerwicowanej Matce? Oby jak najszybciej , bo przy takim stanie rzeczy długo nie pociągnę.
     Odnośnie Jankowych wariacji z jedzeniem od mniej więcej miesiąca pojawił się kolejny problem - Pan Jan przez 24h/dobę odczuwa wzmożone pragnienie. Na tyle silne, że budzi mnie nawet kilka razy w nocy. Ktoś z Was zapytałby - a co w tym złego? w końcu lato , upały... A właśnie to , że Gadzinie picie praktycznie zakazane przez lekarza.  Więc Pan Jan męczy się próbując przy każdej nadarzającej się okazji wyżebrać choćby kilka kropel wody , a my męczymy się nieustannie tłumacząc Gadzinie , że pić mu nie wolno. Dramat.


wtorek, 5 sierpnia 2014

05.08.2014

.... kolejna wizyta za nami. Wyniki? Kreatynina bez zmian (ok. 9) , za to mocznik uległ poprawie. Powód? Jankowe nie-jedzenie ;/. Wróciliśmy lekko zdołowani. W zasadzie powinnam się cieszyć , Mały został zakwalifikowany do leczenia hormonem wzrostu i w końcu będzie rósł, aczkolwiek perspektywa codziennego wieczornego kłucia tym specyfikiem przeraziła mnie na amen. Żeby Janek w końcu wyglądał tak jak przystało na 3-latka , trzeba dzień w dzień podawać podskórnie "magiczny eliksir". Wszystko ładnie pięknie, jednakże jeśli w tym czasie do organizmu nie zacznie być dostarczana odpowiednia ilość kalorii - Mały opadnie z sił . Pytacie dlaczego nie można więcej podawać przez Peg-a? przypomnę Wam ,że skrajnie ogranicza nas ilość podanych płynów na dobę.Musimy ściśle przestrzegać bilansu - Janek nie siusia.  Dla niewtajemniczonych podpowiem że każdy posiłek , zwłaszcza półpłynny zawiera wodę więc mamy pozamiatane. Jedynym wyjściem z sytuacji są stałe , gęste posiłki. Nasza Pani dietetyk rozkłada ręce. Dostaliśmy skierowanie do CZD - poradni dla Dzieci z zaburzeniami żywienia.  Cóż , w cuda nie wierzę. Walczyłam z Jankowymi przypadłościami prawie 3 lata. Wiem , że dopiero po przeszczepie nasze życie ulegnie poprawie. Jest to jedyna perspektywa , która podtrzymuje mnie jeszcze na duchu.
   Pytacie czy to koniec naszych "przygód"??? Nie rozczaruję Was. Jeszcze tego samego dnia ok godz 2 w nocy zawitaliśmy z powrotem na Litewską. Przyczynił się do tego przeciekający Jankowy kranik ;/. Żeby tradycji stało się zadość Peg skapitulował i rureczka pękła , przez co kwas żołądkowy wydostawał się na zewnątrz i porządnie poparzył brzuszek Pana Jana. Zmiana nutriportu nie należała na najprzyjemniejszych , co Pan Jan dosadnie sygnalizował. Umęczeni po stresie i nieprzespanej nocy po dwóch dniach pobytu wróciliśmy do domu. Teraz dochodzę do siebie...





Godzilla w akcji ;)

.... Jutro Kolejna planowa wizyta u Ortopedy, tak więc czeka nas kolejna wycieczka do Stolicy i ponowne kombinowanie miejsca do Zmiany Ręcznej i Karmienia . Krótko mówiąc  .... stres.