piątek, 25 września 2015

jestem sobie przedszkolaczek.....

"(...) Jaś pozostaje pod stałą opieką specjalisty z uwagi na przewlekły stan choroby wywołany schyłkową niewydolnością nerek. Choroba wpływa na nieharmonijny przebieg rozwoju psychoruchowego i społecznego dziecka.
   W sferze czysto intelektualnej Janek wykazuje cechy przyspieszonego rozwoju o czym świadczy wysoki poziom zdolności do klasyfikowania poprzez analogię w oparciu o materiał niewerbalny. Dziecko posługuje się mową w pełni zrozumiałą dla otoczenia i posiada bogaty zasób słownictwa. (...) Janek jest energiczny i kontaktowy (...) Choroba fizyczna spowalnia rozwój społeczny chłopca. Jest on w stopniu większym aniżeli rówieśnicy zależny od opieki i pomocy rodziców. Samodzielność  życiowa jest ograniczona w zakresie czynności samoobsługowych (jedzenie , ubieranie się ). Janek ma także rzadki kontakt z dziećmi w zbliżonym wieku , co zaburza jego kompetencje z uspołecznieniem. W początkowym okresie adaptacji do warunków przedszkola chłopiec może mieć trudności z dostosowaniem się otoczenia (zasad i reguł wspólnego bycia w grupie). " Diagnoza wystawiona przez Pana Psychologa z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej napawa nas wszystkich dumą i potwierdza fakt , że Gadzina pomimo tylu doświadczeń rozwija się bardzo dobrze, mało tego - nawet lepiej niż na 4-latka przystało. Problemem są aspekty  społeczne  i  sprawność ruchowa Pana Jana. Ale spokojnie - powolutku wszystko nadrobimy. W każdym bądź razie orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego - przyznano o!
   Pytacie jak w przedszkolu? Janek świetnie się tam odnajduje. Wręcz nie może się doczekać kolejnego dnia. Chętnie uczestniczy we wszystkich zabawach i zajęciach organizowanych przez przemiłe Panie , które z anielskim spokojem tłumaczą Gadzinie zasady obowiązujące w przedszkolu. Mamuśka rzecz jasna czeka cierpliwie na zewnątrz , obserwując z ukrycia przez szybę jankowe poczynania a kiedy trzeba - uczestniczy w jaśkowych harcach na przedszkolnym podwórku (Sorry , lepiej mieć jankowy cewnik na oku). Dobrze ,że przedszkole mamy blisko - w ciągu 15 minut jesteśmy na dializie. 
  Najbardziej bałam się tego , że Gnojek będzie miał problem z dostosowaniem się do ogólnych norm obowiązujących każdego przedszkolaka. Ale.... nie taki diabeł straszny.... Owszem , było kilka zajść i  jaśkowych prób rządzenia ale Panie doskonale poradziły sobie z Małym Wymuszaczem i przetłumaczyły mu , że np dziś Janek nie jest dyżurnym i nie on będzie prowadził grupę dzieci (trwało to chyba z 15 minut ;-o ) ... że nie wolno wychodzić z sali bez pytania.....że nie ma samowolki......Panie wiedzą też że Janek nie lubi głośnej muzyki bo wpada w histerię....że muszą uważać na Jaśkowy cewnik i na  brzuszek ....Jednym słowem jest ok. Najbardziej zadziwiający jest fakt , że Gadzina bez problemu potrafi rozstać się ze mną  i jak gdyby nigdy nic - da się wziąć Pani za rękę i pewnym krokiem rusza do sali. Pomimo iż jeszcze rok temu rozstanie ze mną było wręcz niemożliwe. Przebywając z Gadziną w szpitalu nie mogłam się nigdzie sama ruszyć.... ani do toalety.... ani zjeść.....Stanowiło to cholerny problem. Po każdej dłuższej hospitalizacji ubywało mi kilka kilogramów. Wiem, wiem, Zaraz część z Was zacznie wywodzić że to szpital , że lęk Malucha , że to... że tamto. Ale uwierzcie mi - nie w szpitalu tkwi problem. Panie pielęgniarki Mały zna od urodzenia i traktuje je jak ciocie : Panią Grażynę,  Agnieszkę, Zosię i Bożenkę  które dzielnie znoszą Jego fanaberie , Panią Marzenkę S. która opowiada Mu co dzieje się u niej w ogródku i daje bawić się swoim telefonem, Panią Małgosię która pięknie śpiewa piosenki i Panią Marzenkę C. która daje bawić się pieczątkami ;). Sam szpital , pomimo kłucia i licznych operacji nie stanowi dla Małego problemu. Nie tu pies pogrzebany. W końcu Mamuśka ze względu na obrządek opiekuńczo-dializacyjny jest na wezwanie 24 h/dobę.
  Jak nasze życie wygląda obecnie? przeszło od dwóch tygodni Jasiek siedzi zakatarzony w domu. Było to do przewidzenia. Zdaję sobie sprawę , że to dopiero jedna z infekcji i będzie ich więcej. Ktoś z was zapytał by : i co z tego? Normalne , że dzieciak przez pierwszy rok przedszkola łapie co popadnie"? A na kurna to, że my od przeszło 3 lat na przeszczep czekamy i się doczekać nie możemy (a średni czas oczekiwania na liście pediatrycznej to 10 m-cy) i gdyby zjawił się akurat teraz dawca i zadzwoniłby telefon to jesteśmy udupieni - właśnie ze względu na infekcję. Czekamy dalej. Z drugiej strony nie wiemy , ile jeszcze trzeba będzie czekać na zgodną nereczkę a życie trwa dalej. Nie możemy żyć w zawieszeniu wciąż czekać na magiczny telefon. Niemalże tracę już nadzieję....
   Jakieś zrządzenie losu.... sama już nie wiem jak to nazwać... W trakcie infekcji dializa idzie znacznie sprawniej. Przez przeszło 1,5 tyg nie korzystamy z wysokich worków a mamuśka ma w końcu przespane prawie całe noce.... Boże - dziękuję...... jeżeli istniejesz....


Po pełnym dniu wrażeń ,najlepiej zasnąć w objęciach ogromnego balona ...

Dzięki uprzejmości Pani Kasi mogliśmy ponownie , jak rok temu wyprawić niezapomniane urodziny. Dziękujemy ;)
Nie ma to jak inhalacja pod namiotem wśród zabawek :)




poniedziałek, 17 sierpnia 2015

17.08.2015

  Minął miesiąc , odkąd ostatni raz tu zaglądałam. Od tego momentu trochę się wydarzyło. Zdążyliśmy zmienić sposób dializowania , zaliczyliśmy  kilkudniowy "urlop" na Litewskiej , odbyliśmy 2 krótkie wypady z cyklerem (Mazury, Morze) i .... zapisaliśmy jankowego Gnojka do przedszkola. Ale po kolei. Najpierw kilka słów odnośnie dializ. Kuracja Extranilem niestety nie powiodła się.  Cóż człowiek łatwo przyzwyczaja się do dobrobytu i ciężko było się znowu przestawić na 2 dzienne zmiany dializ zamiast jednej. Jankowa otrzewna działa coraz gorzej , stąd "zatrzymywanie" płynu w otrzewnej pomimo zastosowania płynu dializacyjnego , który de facto  nie powinien się wchłaniać. Tak oto wróciliśmy do punktu wyjścia i "jedziemy" na dializie sprzed miesiąca ze strachem w oczach zmagając się z płynem średnioglukozowym i łapiąc co drugi dzień oddech przy wysokich workach.     
      W międzyczasie zaliczyliśmy 2 krótkie wypady nad morze i Mazury. Najbardziej rozbraja mnie pytanie typu "czy odpoczęłam?" Jasne , że nie. Adrenalina i stres górowały. Pytacie : to po cholerę jeździć i narażać się na takiego rodzaju doznania? A no po to , żeby nie czuć się więźniem we własnym domu , żeby nie ulegać słabościom , żeby nie dać się chorobie i móc choć na chwilę zmienić otoczenie , które i tak kojarzy nam się z jednym. A przede wszystkim , żeby móc zaserwować Gadzinie "prawie normalne" wakacje. Zresztą po każdym takim wyjeździe Janek wraca  odmieniony, jakby odzyskiwał kolejny brakujący element "rozwojowej układanki " którą zabrała mu choroba. Jak wiecie Janek ma za sobą setki hospitalizacji i przymusowego leżenia tak więc pomimo , iż we wrześniu kończy 4 lata Janek jest słabszy fizycznie od rówieśników. Widać to gołym okiem. Robimy wszystko żeby skrócić ten cholerny dystans, dlatego też podjęłam tak ważną dla jaśkowego rozwoju decyzję - Gadzina od września idzie do przedszkola. Ale spokojnie - ja będę Jego cieniem i czeka mnie ponowna przedszkolna edukacja. W związku z tym , iż Jasiek jest obarczony cewnikiem do dializ zdecydowałam się na przedszkole integracyjne , gdyż na grupę rozbrykanych maluchów przypada dodatkowa opieka. Kolejna sprawa - mamuśka jak to mamuśka za późno się "obudziła" z decyzją  bo przyznacie sami , że na zapisanie dziecka do dobrego państwowego przedszkola w lipcu mija się z celem z błahego powodu - braku miejsc. 
   Na dobre wyszło , że Jasiek będzie uczęszczał do niepublicznego przedszkola. Grupy są zdecydowanie mniejsze , bo zamiast 25-osobowej będzie 15-osobowa , tak więc jakby nie było mniejsze ryzyko infekcji i większa szansa , że w tej całej gromadce rozbrykanych 4-latków będzie łatwiej upilnować Janka. Minusem są oczywiście opłaty, jednakże przy dobrych wiatrach  te pokryjemy z 1% , uzbieranego na koncie Fundacji. Będę też starała się uzyskać dla Gadziny orzeczenie o kształceniu specjalnym , dzięki któremu mam nadzieję otrzymamy dotację na indywidualne zajęcia rozwojowe. Może wówczas Mały "dogoni" rówieśników. Tak oto zapisaliśmy Janka do Poradni Psychologiczno Pedagogicznej w Ciechanowie i oczekujemy na jutrzejszą wizytę psychologa. Zobaczymy dokładnie na jakim etapie rozwoju jest Pan Jan i otrzymamy termin stawienia się na Komisji. Dziwne jest to , że pomimo przewlekłej i ciężkiej choroby z jaką zmaga się od urodzenia nasz Syn , możemy nie załapać się na "kształcenie specjalne" . Powód? Chorób przewlekłych nie ma w spisie tych , które kwalifikowały by dziecko do objęcia takowym kształceniem. Na kształcenie indywidualne póki co też się nie załapujemy , gdyż dotyczy to co najmniej 5latków (obowiązek przedszkolny) . Zdaniem tego , co układał te durne przepisy wychodzi na to że lepiej czekać aż dziecko uwsteczni się do tego stopnia  , że osiągnie granicę nie do przekroczenia. Nie ważne że Janek jest przewlekle chory , dializowany otrzewnowo od 5-go miesiąca życia czy to , że nosi "życiodajny" cewnik na brzuchu . Jedyny nasz  punkt zaczepienia to taki , że Jasiek właśnie z powodu choroby wyjściowej i częstych hospitalizacji jest niepełnosprawny ruchowo. Paradoks. Takie cyrki tylko w naszym kraju.
     Wracając do tematu  - Pan Jan od 1 września będzie przedszkolakiem. Co prawda będę tam uczęszczała razem z Nim , by mieć pewność , że żadne wszędobylskie łapki nie odkleją Gadzinie opatrunku czy nie pociągną za cewnik , który jest schowany w kieszonce pod bluzeczką. Co prawda Gadzina została przez mamuśkę poinstruowana co wolno a czego nie wolno innym dzieciom, ale w końcu to tylko dzieci i trzeba by mieć było oczy z tyłu głowy , żeby zapobiec wszelkim większym bądź mniejszym przedszkolnym katastrofom. 









poniedziałek, 22 czerwca 2015

Chałupy welcome to


   Ledwo co "ogarnęliśmy" się  po przyjeździe znad morza a dziś , podobnie jak niespełna 1,5 tyg temu jedziemy do stolicy. Tym razem zawitamy na badania kontrolne na Litewską. 
   Pytacie jak pobyt na Płw. Helskim? Gadzinie na pewno się podobało : woda, piasek, słońce... Zaczerpnął trochę pozornej wolności. Trudno było Go wygonić z plaży na każdą dializę , tak więc Pan Jan często protestował . Nie zmienia to faktu , że  pierwsze spotkanie z naszym polskim morzem wywarło na Nim ogromne wrażenie. Ciągłe obcowanie z wodą , ucieczka przed falami i "babranie" się w piasku spowodowało , że na twarzy Pana Jana często gościł uśmiech . I to było naszym celem. Pomimo , że wyjazd z cyklerem i dializami na karku w tak odległe miejsce wywołał u mnie ogromny stres , mogę śmiało powiedzieć , że było warto. Właśnie dla Janka , żeby w tym całym bałaganie poczuł się jak dziecko i choć na chwilę zapomniał o tym , czego doświadczył.
   Jeżeli chodzi o nas , hmmm.... Sam wyjazd wywołał nutę nostalgii , tęsknoty za wolnością  i za czymś , czego wcześniej nie docenialiśmy. Przed narodzinami Janka , często podróżowaliśmy. Niejednokrotnie były to spontaniczne wyjazdy. Dopisywało zdrowie i kasa. Z drugiej strony dobrze było choć na kilka dni zmienić otoczenie i nawet , gdy rozkład dnia nie różnił się praktycznie niczym od tego domowego (sprzątanie pokoju w którym odbywały się dializy , ustawianie cyklera , pomiary ciśnienia i wagi , zmiany opatrunku , "nocne" wstawanie do każdego drenażu itp) to ten wyjazd zaliczyłabym raz jeszcze. Fakt, iż gdyby nie 2 zmiany dzienne dializ , byłoby nam łatwiej. Mielibyśmy więcej czasu na dotarcie do odległych miejsc. I zaoszczędziłoby nam tą dawkę stresu , jaką otrzymaliśmy "gratis" przy każdym ślimaczeniu się w korkach ulicznych. 
    Druga sprawa to ta , że wcześniej taki wyjazd był praktycznie niemożliwy. Zważywszy na fakt , iż i tak mamy mało czasu pomiędzy dializami , zostawało go jeszcze mniej na karmienie, które jak wiecie było ogromnym problemem, Ciągłe wymioty i awersja w stosunku do jedzenia powodowały , że niemalże każdy posiłek byliśmy zmuszeni podawać w domu. Były to albo całkowicie zmielone blenderem papki podawane doustnie albo przez Peg. Nie do pomyślenia było karmienie Jaśka w samochodzie. Zwłaszcza , że nie jadł stałych posiłków. 
   Od mniej więcej pół roku Jasiek jako tako radzi sobie z jedzeniem bułki pszennej , surowych warzyw i innych. Czeka nas jeszcze długa droga zanim Gadzina zacznie jeść samodzielnie i nauczy się "normalnie" gryźć , ale najważniejsze jest to, że nie towarzyszy nam już miseczka - rzygulka :). 
   Poza tym chciałam się Wam pochwalić , że oprócz tego że Jasiek w końcu załatwia swoje potrzeby do nocnika to zasypia również bez smoczka. Jak sam twierdzi : "smoczek jest dla Maluchów". Zuch chłopak ;)









Harce z Anią
Puszczanie latawca z Tatą



"Na rączkach" u Loli 
Wygłupy z wujkiem Tomkiem

czwartek, 28 maja 2015

28.05.2015

  Długo tu nie zaglądałam. Pewnie dlatego , że mniej więcej od 1,5 miesiąca mój dobowy harmonogram nie uległ zmianie . Tak więc  Mamuśka każdej nocy wstaje do drenażu (ok. 22:30, 1:30,3:00 i 5:20) a w ciągu dnia stara się godzinkę bądź dwie odespać. Co prawda nie zawsze mi się to udaje , bo jedynym momentem na ucięcie komara to popołudniowa drzemka Pana Jana.
   Maj minął nam szybko. Za to czerwiec zapowiada się ciekawie. Przed nami niemalże całodniowa wizyta na Szaserów w Warszawie (Rtg bioder + wizyta u Ortopedy) , po czym uciekniemy na parę dni z problemami by w końcu odetchnąć nad morzem.
   Jeżeli mowa o jaśkowym jedzeniu to muszę przyznać , iż odmowna decyzja o ponownym założeniu Peg-a była trafna. Janek je z powodzeniem większość tego , co dostanie na talerzu. Staram się jedynie trzymać podstawowych zasad, tzn zachować co najmniej 3h odstęp pomiędzy posiłkami i jak tylko obserwuję pogorszenie apetytu u Janka trzymam się zasady nie podjadania pomiędzy posiłkami. Może Ameryki nie odkryłam ale jak na razie to skutkuje. Przydałoby się odwiedzić oddział zaburzeń żywienia w CZD , ale jak pomyślę o całej eskapadzie do stolicy i logistycznym planowaniu dializ karmienia i innych pierdół , to mnie po prostu szlag trafia. Weźmy np pod lupę czerwcową wizytę na Szaserów. Musimy jechać rano na RTg bioder , po czym czeka nas 3h czekanie na wizytę u ortopedy. Ale w między czasie trzeba udać się na Litewską w celu odbycia dializy i karmienia Gadziny. Natomiast w zależności od tego ile nam się zejdzie u Specjalisty jest duża szansa, że na Litewską zawitamy ponownie . W końcu w ciągu dnia mamy 2 dzienne zmiany płynu i Jaśkowy obiad , który gdzieś przecież muszę podgrzać. 
   Dziwny jest fakt , iż Janek świetnie radzi sobie z gryzieniem surowych warzyw (zielona i żółta papryka , rzodkiewka , cebula , ogórek, sałata) zaś kompletnie nie radzi sobie z miękkimi rzeczami typu bułka , ugotowane ziemniaki , mięso , makaron. Po prostu "memła" je po swojemu albo trzyma w buzi i połyka. Za to rozdrabnianie posiłków blenderem  i Jaśkowe wymioty poszły w niepamięć. 
   Kolejna sprawa - Jankowe ciśnienie. Od kiedy odstawiliśmy za zgodą Pani Dr Hormon Wzrostu , ustabilizowało się też ciśnienie krwi. Nie przydarzyły się nam więcej incydenty z dziwnymi niewytłumaczalnymi i na dodatek trudnymi do ujarzmienia skokami ciśnienia. 
   Teraz kilka słów na temat naszego czerwcowego wyjazdu nad morze. W zasadzie to nasza pierwsza wspólna wyprawa w tak odległe , obce miejsce. Tym bardziej myśląc o jaśkowej dializie i jedzeniu jestem pełna obaw. Jednakże fakt , iż od ponad 3 lat jestem więźniem we własnym domu spowodował chęć wyrwania się z tego obłędu. Inaczej tego nazwać nie mogę. 
   Całe szczęście , że jedziemy z Lolą Szwagrem i siostrzenicą. Inaczej za cholerę nie zabralibyśmy się z tym całym majdanem. Kartony z workami dializacyjnymi (ręczne + cykler) , stojak na kroplówki , baniak , cykler , jaśkowa dieta, opatrunki , leki..... Muszę przyznać że dużo tego .  Sam przejazd będzie dla nas wyzwaniem. Chcąc zdążyć na dializę muszę wybrać taką porę dnia i taki termin , gdzie ograniczę ryzyko stania w korkach. I dlatego padło na czerwiec.
joł!

foch





środa, 22 kwietnia 2015

Czołowe zderzenie

   Zapowiadał się spokojny , leniwy niedzielny wieczór. Właśnie przygotowywaliśmy kąpiel, opatrunki i ogarnialiśmy cały bałagan po jaśkowych  harcach. Janek jak zwykle latał po mieszkaniu , gdy nagle usłyszałam huk przypominający zderzenie. Po czym nastąpiła cisza i przerażający krzyk. Rzucając wszystko z rąk , z sercem w gardle ruszyłam do Janka. Leżał z podkulonymi nogami w łazience. Szybko wzięłam małego na ręce i fachowym okiem "oceniłam" straty. Nie trudno było się domyśleć co się stało - Janek z impetem wpadł na futrynę , a raczej na jej róg. Najbardziej ucierpiała twarz, cewnik od dializ na szczęście był nietknięty . W moment po incydencie na czole Gadziny pojawiła się wielka fioletowo-czerwona śliwa , a z ust wręcz "sikała" krew. Szybko zorientowałam się , że Gadzina na skutek zderzenia wybiła sobie ząb. W przeciwieństwie do pozostałych domowników udało mi się zachować zimną krew . Szybko zastosowane zimne okłady oraz maść na siniaki i obicia sprawiły , że w kolejnych dniach twarz Jankowa nie przypominała zderzenia z pociągiem. Nie obyło się bez środków przeciwbólowych a mimo to Jasiek na skutek bólu stracił niemalże całkowity apetyt. Dobrze , że przynajmniej wypadł Jankowi nie zdrowy lecz ukruszony wcześniej na skutek upadku ząb. Dotychczas uśmiechając się przypominał głównego bohatera z komedii "Głupi i Głupszy" , teraz zaś w całej swej okazałości przypomina Denisa Rozrabiakę. Zastanawiam się co mogłabym zrobić , aby zapobiec podobnym sytuacjom? Chyba nic. Wszyscy ze względu na obecność "życiodajnego" cewnika jesteśmy czujni . Zważywszy na fakt , że Janek wręcz lata od zmierzchu do świtu , do tego nie patrzy pod nogi , nie słucha się i często jak to dziecku przychodzą mu do głowy najbardziej zwariowane pomysły - nie da się nic zrobić. Musiałabym Gadzinę  związać , albo oprócz kasku na głowę założyć wszelkiego rodzaju ochraniacze albo po prostu chodzić za Gnojkiem krok w krok. Jasiek ma na swoim koncie wszelkiego rodzaju upadki, zderzenia , potknięcia. Wynika to też z faktu że późno stanął na nogi i jest słabszy od rówieśników. Nadrabia za to charakterem ;/ i uporem. 


sobota, 11 kwietnia 2015

Zawsze mogło być gorzej

.... Długo tu nie zaglądałam. Głównie z braku czasu , przemęczenia i stresu. Powodem były problemy z dializą. W ostatnim czasie w związku z podwyższonym ciśnieniem stosowaliśmy naprzemiennie "wysokie" i "średnie" worki. Z czasem jednak dializa nie szła już tak sprawnie jak chociażby miesiąc temu i niemalże każdej nocy muszę pilnować drenażu. Gdy cykler nie daje rady stosuje wówczas ręczną dializę. 5xkrotnie nastawiam budzik w telefonie, po czym bez względu na porę nocy muszę szybko dojść do siebie żeby sprawnie przeliczyć czy zmierzyć objętość wpuszczanego i wypuszczanego płynu dializacyjnego. Całe szczęście , że Janek w ciągu dnia ma jeszcze drzemkę popołudniową , więc jak tylko się ogarnę w nadmiarze obowiązków , korzystam z okazji i dosłownie padam na twarz. Przyznam szczerze , że bez tej drzemki ciężko by mi było funkcjonować. 
    Pytacie jak Janek? Dobrze. Ujście po Jankowym Pegu goi się dobrze , aczkolwiek w powłokach brzusznych jest jeszcze widoczna "dziura" którą dodatkowo zabezpieczam opatrunkiem. Poza tym Gadzina nauczyła się połykać wszelkie specyfiki , a nawet jeżeli połknięcie tabletki sprawia mu trudność - po prostu rozgryza ją niczym cukierka. Bez mrugnięcia okiem. Traktuje to jako zabawę. Z jedzeniem też radzi sobie całkiem nieźle. Poza tym Janek jest chyba najgłośniejszym , najbardziej żywiołowym i zbuntowanym dzieckiem na osiedlu. 
    Jankowe ciśnienia w ostatnim czasie udało się w końcu ujarzmić , kombinując z dializą i manewrując bilansem płynów. Zapewne osoby dializujące się ironicznie zapytają : A co w tym dziwnego? W końcu na tym polega istota otrzewnówki. Odpowiem Wam tak : U Janka nic nie jest oczywiste i książkowe. Codzienne kontrolowanie wagi , ciśnienia tętniczego i przestrzeganie bilansu płynów nie wystarczy. Organizm Janka jest zagadką - nawet dla lekarzy. Kieruje się wówczas intuicją i przeczuciem. Tak samo obstawiam teraz - przy najbliższej wizycie kontrolnej (za 3 dni) okaże się pewnie , że w surowicy jest za mało sodu ale za to istnieje realna szansa że w końcu spadnie nam te cholerne BNP. No i pod znakiem zapytania stoi poziom potasu i wapnia. Zresztą nie będę się tym zadręczać i krakać. Zobaczymy.



wtorek, 24 marca 2015

24.03.2014

Ostatnie noce nie należały do przespanych. Wygląda na to , że otrzewna Pana Jana działa coraz gorzej . Zgodnie z zaleceniami lekarskimi stosujemy naprzemiennie płyny średnio i wysokoglukozowe. Niestety na "średnich" workach otrzewna nie funkcjonuje już tak jak chociażby miesiąc temu i stąd problemy przy dializie. Skutkiem czego Mamuśka nastawia sobie 5-krotnie budzik w telefonie i wstaje w nocy co 2 godziny , żeby dopilnować drenażu. Zmagamy się też z ciśnieniem.  Kontaktowałam się już ze Stacją Dializ i trzeba będzie powoli "uciekać" w stronę wysokich worków. Jak długo uda się przetrzymać taki stan rzeczy? okaże się. Następnym etapem są już tylko hemodializy. A co z przeszczepem? Czekamy i robimy dobrą minę do złej gry.  Niewiele mogę w tej sprawie zrobić. Na liście pediatrycznej jest mniej niż 50 dzieci , w tym ok 12-stu z taką grupą krwi jak ma Janek. Może to niewiele, jednakże od początku roku odbyły się jedynie 3 takie przeszczepy. Pozostało nam jedynie czekać i zacisnąć zęby ....




piątek, 6 marca 2015

KONCERT DLA JANKA




Zapraszam Serdecznie na Koncert dla Janka , który odbędzie się w Dniu Kobiet :)

***
Chciałabym z Całego Serca podziękować Organizatorom Koncertu Charytatywnego dla Janka za zorganizowanie w tak profesjonalny sposób całej Imprezy , jak również wszystkim Darczyńcom za pomoc , Artystom za wspaniałe występy i rewelacyjną zabawę , jak również wszystkim przybyłym na Koncert Gościom. Dzięki Wam udało nam się uzbierać pokaźną kwotę , którą przeznaczymy głównie na leki i opatrunki dla Małego.

Dziękujemy

czwartek, 5 marca 2015

5.03.2015

Od wczoraj w domu. Za nami kolejny kilkudniowy pobyt na Litewskiej. Powód? Może najlepiej będzie jak tym razem zacytuję fragment epikryzy z karty informacyjnej : 
  " 3,5-letni chłopiec ze schyłkową niewydolnością nerek od urodzenia (...) przyjęty z powodu wypadnięcia PEGa. W dniu przyjęcia ok godz 16:00 matka zauważyła na podłodze PEG ;-). Zabezpieczyła ujście gastrostomii jałowym gazikiem i przyjechała z chłopcem do szpitala. W domu bez dolegliwości bólowych , urazu ,bólu brzucha. (...) Chłopiec konsultowany chirurgicznie , wobec braku dostępnych PEGów założono do gastrostomii cewnik Foley'a. Ze względu na to , że do PEGa chłopiec ma podawane jedynie leki - zdecydowano o usunięciu cewnika i nie zakładaniu nowego PEGa.(...). Usunięto cewnik, założono opatrunek suchy. Zalecono często zmieniać opatrunek w razie pojawienia się wydzieliny z żołądka.(...)"
   W skrócie od kilku dni Janek zamiast z dwoma rurkami , paraduje z jedną. Szczerze mówiąc już jakiś czas temu przemknęła mi myśl o pozbyciu się PEGa , zwłaszcza że od kilku miesięcy Janek je już prawie samodzielnie i z powodzeniem jest pokryty kalorycznie.Problemem jest spora utrata białka wraz z płynem dializacyjnym no i  przerażała mnie  myśl podawania samych leków. Przez większość  swojego krótkiego życia Janek notorycznie wymiotował i do głowy by mi nie przyszło , że może nauczyć się połykać leki. Na pierwszy ogień poszedł alfadiol. Jednakże jest to mała gładka kapsułka a przed nami było o wiele trudniejsze zadanie - połykanie witamin , metalicznego w smaku żelaza , leków od nadciśnienia , no i skończywszy na ketosterilu. 
    Druga sprawa to ta , że wszelkie infekcje odbijają się u Jaśka na jedzeniu. A raczej nie-jedzeniu. Weźmy pod lupę ostatnie ząbkowanie. Pomiędzy jedną a drugą hospitalizacją na Litewskiej Pan Jan gorączkował przez 3 dni , po czym doszły do tego mdłości i niemalże całkowita awersja w stosunku do jedzenia. Ale przecież nawet zdrowe dzieci , które przechodzą rozmaite infekcje mogą całkowicie stracić apetyt. Może właśnie tak miało być? Wypadło i po sprawie. Trzeba było podjąć męską decyzję. Szkoda , że w taki sam sposób nie można się pozbyć cewnika do dializ ;-/. Tymczasem grzybek od Pega służy Jaśkowi do zabawy.Nie dał go wyrzucić. Pan Jan przykleja Peg szpitalnym plastrem swoim ulubionym ciuchciom , po czym doczepia im rureczki do karmienia i bawi się w najlepsze. 
   W niedzielę 8 marca czeka nas kolejna wizyta i badania. Pytacie czemu właśnie w niedzielę? A no dlatego , że właśnie 8 marca WUM organizuje dla Jaśka koncert charytatywny, którego szczegóły zamieszczę w jutrzejszym poście http://koncertcharytatywny.wum.edu.pl/. Dziś już niestety nie dam rady. U Pana Jana zagościło ponownie wysokie ciśnienie i problemy z dializą , więc cały dzień na adrenalinie mnie wykończył. Dobranoc...
    

poniedziałek, 16 lutego 2015

16.02.2015

  Jak długo można leżeć z dzieckiem w szpitalu? A no długo. Zwłaszcza z przewlekle chorym. Nasz rekord to prawie 2 miesiące. Tym razem "urlopujemy" na Litewskiej od dwóch tygodni. Zaczęło się niewinnie. Wysoka gorączka i w zasadzie żadnych innych objawów typu katar , kaszel. Nie wliczając w to jednego hafta. Po przybyciu na litewską i po pobraniu krwi do badań okazało się , że poziom prokalcytoniny jest sporo podwyższony. Jeszcze wtedy nie wiedziałam co to oznacza. Ba , nie potrafiłam nawet wymówić tego słowa. Mając tak wysoki poziom prokalcytoniny lekarz dyżurny zdecydował się na antybiotyk najcięższego kalibru . Dlaczego? Bo tak wysoki poziom tego czynnika może świadczyć o stanie zapalnym całego organizmu czyli Sepsie. Jasiek dostał też przeciwgorączkowy  Perfalgan . Pobrano mnóstwo badań , począwszy od płynu dializacyjnego , a skończywszy na posiewie krwi. Po konsultacji laryngologicznej ustalono , że Gadzina ma nalot na jednym migdałku. Jednakże to nie mogło być przyczyną aż takich wyników krwi.  I w zasadzie na tym się skończyło. Pierwszy tydzień leżeliśmy przyjmując antybiotyk na ognisko czegoś , czego lekarze szukali całe 7 dni. Janek przeszedł kolejne badania : Rtg , Usg , szczegółowe badania krwi . Oprócz rosnącej wciąż prokalcytoniny i nieznacznie podwyższonego CRP  nie udało się znaleźć nic , coby potwierdziło powagę sytuacji. Jaśkowa gorączka ustąpiła już po pierwszej dobie , po trzech dniach poszły precz dolegliwości żołądkowe. Dowiedziałam się , że osoby dializowane otrzewnowo mogą mieć podwyższone niektóre parametry, ale nie o tyle. W końcu po przeszło tygodniowym leczeniu i intensywnej dializie , udało się wypłukać dziada ze krwi i wreszcie poziom prokalcytoniny spadł. Ufff. Pani dr zleciła ostatnie badania krwi i poinformowała o ewentualnym wyjściu do domu.


Nasza pierwsza wycieczka do ZOO

Warszawskie ZOO

 Jak to u nas zwykle bywa , komedii ciąg dalszy. Tak więc w tym samym dniu pojawiło się wysokie ciśnienie. Co prawda w swojej historii Janek miewał o wiele wyższe , jednak z wartościami 130/90 nasze cichutkie marzenie o wypisie ze szpitala pękło niczym jaśkowy balonik. Żeby było ciekawiej pojawiła się podobna sytuacja jak kilka miesięcy temu. Tzn poziom sodu w surowicy mieszczący się w granicach normy , jaśkowa waga - w normie , zaś ciśnienie ciężkie do ujarzmienia dostępnymi lekami. Działał jedynie cordafen. Przyczyna najprawdopodobniej tkwiła w hormonie wzrostu, który ma udokumentowaną skłonność do zatrzymywania sodu w tkankach. Ten z kolei powoduje zatrzymywanie wody, stąd też pomimo dobrej wagi - przewodnienie w tkankach. Towarzyszyło temu wzmożone pragnienie , przez co Janek dzień i w nocy błagał o picie. Było mu wszystko jedno - łykał wszystko , coby nadawało się do picia - nawet leki. Pani Dr zdecydowała się na odstawienie hormonu wzrostu, za którym nie będę płakać. Jankowi z powrotem zmieniono dietę na ubogosodową , przywrócono "wysokie worki" i włączono leki na nadciśnienie. Pojawiła się ponowna szansa wypuszczenia nas do domu.
ZOO

 Ale los znowu dał nam prztyczek w nos. W kolejnych wynikach badań krwi pojawił się wysoki poziom NT pro-BNP , odpowiadającego za serce. Poziom był na tyle wywalony w kosmos (3000-9000) , że narobił wszystkim porządnego stracha.  Janek przeszedł kolejne badania. Tym razem EKG , Echo serca , badania krwi , konsultacje kardiologiczne. I? nic. Od strony kardiologicznej Jasiek odpukać jest wzorowym pacjentem. Nawet Pani Kardiolog widząc zapis EKG zdziwiła się , że pacjent po takich przejściach ma prawidłowy zapis pracy serca. Stwierdziła , że nie widzi tu przyczyny kardiologicznej , bo nie ma się do czego przyczepić. Tak więc leżymy na "wirtualną" sepsę i "wyimaginowaną" niewydolność serca. Z takimi parametrami dzieci leżą na OIOMie, a Jasiek fika , skacze i rozrabia. Dziś czekają nas kolejne badania . Trzymajcie kciuki.

*********

Podobno do trzech razy sztuka. BNP - zacząło się obniżać. Nadal jest wysokie (5000) ale tendencja spadkowa daje nadzieję , że wynik jest porządnie "zakłamany" na skutek niedodializowania.
Wracamy na 2 tyg do domu ;)))

niedziela, 11 stycznia 2015

Pamiętam....


  •   Pamiętam , gdy jako mała jeszcze dziewczynka beztrosko biegałam boso po kałużach...
  • Pamiętam moment , gdy zbierałam u działce na dziadka porzeczki i agrest...
  • Pamiętam pierwsze próby przejażdżki na dziadkowym poniemieckim rowerze o dużych kołach... pamiętam swoją ekscytację i radość...
  • Pamiętam jak uciekałam Babci naokoło stołu próbując odwlec w czasie ten nieunikniony moment wizyty w przychodni w celu zrobienia zastrzyku
  • Pamiętam moment , w którym dowiedziałam się o chorobie mojego Syna ... moje przerażenie , paniczny strach i niemożność złapania oddechu
  • Pamiętam chwile , gdy dowiedziawszy się o chorobie Jaśka , odmówił nam odprawienia natychmiastowego chrztu szpitalny kapelan zaś bez żadnego ale , w ciągu kilkunastu minut przyjechał ochrzcić Małego miejscowy Proboszcz , który udzielał nam ślubu.
  • Pamiętam potworne zmęczenie 
  • Pamiętam chwile zwątpienia i myśli samobójcze
  • Pamiętam bezsilność , próby karmienia Janka , jego ciągłe wymioty , brak apetytu , nieprzespane noce, wycie cyklera , płacz...
  • Pamiętam wszystkie przygody Franklina , które przeczytałam na dobranoc w każdą szpitalną noc....



  • Pamiętam uprzejmość lekarzy i pielęgniarek z Litewskiej. Pamiętam każdą pomocną dłoń, każde dobre słowo i próbę pocieszenia...
  • Pamiętam iskierkę nadziei, którą zapoczątkowała wiadomość o możliwości przeszczepu...
  • Pamiętam moment , w którym runął mój świat przy każdym naszym potknięciu, każdej operacji , każdej złej wiadomości którą usłyszałam z ust lekarzy...
  • Pamiętam chwilę , gdy stojąc po raz pierwszy w izbie przyjęć w kolejce do anestezjologa w celu podpisania zgody na pierwszą wówczas operację wszczepienia cewnika do dializ otrzewnowych  u Jaśka , rozpłakałam się publicznie jak małe dziecko..
  • Pamiętam moment , gdy klęcząc i szlochając w szpitalnej kapliczce miałam ochotę roznieść w pył wszystko dookoła...
  • pamiętam swoje krzyki i wrzaski na Janka , gdy całkowicie odmawiał jedzenia. Pamiętam swoją frustrację i gniew...
  • Pamiętam bezsilność , gdy po dwóch latach walki z jaśkowym nie-jedzeniem , wyraziłam zgodę na operacyjne wykonanie gastrostomii
  • Pamiętam moment gdy w końcu stanęłam na nogi.... silniejsza niż przedtem...
  • Pamiętam chwilę , gdy śpiący Gad słysząc odgłos chrupania słonych paluszków (których oczywiście jeść mu nie wolno ) obudził się ze snu i stwierdził : daj mi paluszka... w drodze wyjątku , bo źle się czuję i mam niskie ciśnienie " ;-)
  • Pamiętam doskonale chwile , gdy buszował u Cioci Loli w szafce wyjmując wszystko co się da. Kto jak kto ale muszę przyznać , że Janek do robienia pierdolniku to ma wybitny talent.
  • Pamiętam , gdy przy okazji każdego festynu w Ciechanowie  Gadzina obowiązkowo musiała wybrać sobie balonik. 
  • Pamiętam moment , gdy Mały podekscytowany wizytą Mikołaja , siedział na jego kolanie i recytował na jednym wdechu wierszyk "Mikołaju,Mikołaju..."


  • Pamiętam wszystko . Dobre i złe chwile , które na jakiś czas wyparłam z pamięci. teraz , gdy znów zaczęłam oddychać , powoli do mnie wracają. Niczym bumerang. Czasem bez słowa ostrzeżenia . Tak po prostu. Czasem wywołują u mnie śmiech , czasem frustrację a niekiedy tylko powodują , że milknę na dłuższą chwilę...

czwartek, 1 stycznia 2015

31.12

    Ostatni dzień roku. Niechętnie obchodzę Sylwestra . Zawsze w tym dniu towarzyszy mi poczucie straty, smutku. Skąd? Nie mam zielonego pojęcia. Niegdyś Sylwestra obchodziłam w przeróżny sposób : bale , prywatki, wyjazdy. Od kilku lat 31 grudnia spędzam w domu, wśród najbliższych. Poza tym mając niesfornego 3-latka podłączonego na noc do cyklera wolę mieć go pod kontrolą. Wtedy jestem spokojniejsza.
     Gdybym miała podsumować miniony rok dyplomatycznie napisałabym to tak - Burzyńskiej wzloty i upadki. Nie będę się nad tym zbytnio rozwodzić bo nasze codzienne problemy już znacie. Nastąpiła jednak mała zmiana. Pan Jan od mniej więcej 2-3 tygodni zaczął wreszcie korzystać z nocnika. Co prawda posunęłam się do przekupstwa , ale jeżeli ma to pomóc pożegnać pampersy to czemu nie? Za to jeżeli mowa o Jaśkowym smoczku to muszę Wam powiedzieć , że zamiast z jednym Gadzina ......paraduje z dwoma o! I co? Jest z tego powodu spokojniejszy i szczęśliwszy. A ja nie użeram się z jęczącym i wiszącym na nodze buntownikiem.
Hmm... Co tu zbroić?



    Od tygodnia do łask wróciły "wysokie worki". Powodem było podwyższone ciśnienie. Co prawda udało się je wcześnie wychwycić i tym razem eskalowało w granicach 130/90. Bywało gorzej więc tym razem panika u nas nie zagościła. Pewne jest jedno. Hormon wzrostu , który Gadzina otrzymuje podskórnie codziennie , powoduje zatrzymywanie sodu w organizmie. Ten z kolei zatrzymuje wodę , co przekłada się właśnie na ciśnienie krwi. Tak więc mniej więcej od tygodnia znowu jesteśmy na diecie "papierowej" (bezsolna , nisokofosforanowa, ubogopotasowa). Trzeba teraz zachować czujność  i wychwycić spadki ciśnienia. Zapobiegnie to sytuacjom sprzed kilku tygodni tzn skrajnie niskim ciśnieniom (rzędu 46/30). 
*********************************************************************************



Z końcem listopada dobiegł czas księgowań 1%. Uzbieraliśmy w tym roku co prawda o połowę mniej , jednakże bardzo dziękujemy za każdy oddany 1%. Wydatków związanych z leczeniem Pana Jana jest tyle , że każda podarowana złotówka przybliża nas do "normalności". Mając możliwość wykupienia niezbędnych leków i opatrunków , możemy spać spokojnie.
   Dziękujemy również tym Wszystkim , którzy w ubiegłym roku pomogli roznosić ulotki. Dzięki Waszej pomocy informacja o Jaśku dotarła do większej rzeszy podatników. 
    Gorące podziękowania składam dla Firmy Liberty Ubezpieczenia za pieniądze uzbierane podczas kiermaszu świątecznego , które to Firma przesłała na subkonto Fundacji. Pozwoli to zaopatrzyć nas w opatrunki i uzupełnić zapasy aż na jeden miesiąc. 
   Niezmiernie wdzięczni jesteśmy też Kreatyfce  za karnet na kulki dla Jaśka. Mały jest tam przeszczęśliwy i choć ze względów zdrowotnych nie jesteśmy u Was częstymi gośćmi , to wierzymy , że każda godzina zabawy z rówieśnikami nauczy małego tych wszystkich relacji i zachowań , których do tej pory nie miał szansy nabyć.
   Dziękujemy też Mikołajowi za wszystkie prezenty , jakie Janek otrzymał. Każdy uśmiech Małego sprawia , że i my jesteśmy szczęśliwi.
                                                                                                                                           :-*