poniedziałek, 22 czerwca 2015

Chałupy welcome to


   Ledwo co "ogarnęliśmy" się  po przyjeździe znad morza a dziś , podobnie jak niespełna 1,5 tyg temu jedziemy do stolicy. Tym razem zawitamy na badania kontrolne na Litewską. 
   Pytacie jak pobyt na Płw. Helskim? Gadzinie na pewno się podobało : woda, piasek, słońce... Zaczerpnął trochę pozornej wolności. Trudno było Go wygonić z plaży na każdą dializę , tak więc Pan Jan często protestował . Nie zmienia to faktu , że  pierwsze spotkanie z naszym polskim morzem wywarło na Nim ogromne wrażenie. Ciągłe obcowanie z wodą , ucieczka przed falami i "babranie" się w piasku spowodowało , że na twarzy Pana Jana często gościł uśmiech . I to było naszym celem. Pomimo , że wyjazd z cyklerem i dializami na karku w tak odległe miejsce wywołał u mnie ogromny stres , mogę śmiało powiedzieć , że było warto. Właśnie dla Janka , żeby w tym całym bałaganie poczuł się jak dziecko i choć na chwilę zapomniał o tym , czego doświadczył.
   Jeżeli chodzi o nas , hmmm.... Sam wyjazd wywołał nutę nostalgii , tęsknoty za wolnością  i za czymś , czego wcześniej nie docenialiśmy. Przed narodzinami Janka , często podróżowaliśmy. Niejednokrotnie były to spontaniczne wyjazdy. Dopisywało zdrowie i kasa. Z drugiej strony dobrze było choć na kilka dni zmienić otoczenie i nawet , gdy rozkład dnia nie różnił się praktycznie niczym od tego domowego (sprzątanie pokoju w którym odbywały się dializy , ustawianie cyklera , pomiary ciśnienia i wagi , zmiany opatrunku , "nocne" wstawanie do każdego drenażu itp) to ten wyjazd zaliczyłabym raz jeszcze. Fakt, iż gdyby nie 2 zmiany dzienne dializ , byłoby nam łatwiej. Mielibyśmy więcej czasu na dotarcie do odległych miejsc. I zaoszczędziłoby nam tą dawkę stresu , jaką otrzymaliśmy "gratis" przy każdym ślimaczeniu się w korkach ulicznych. 
    Druga sprawa to ta , że wcześniej taki wyjazd był praktycznie niemożliwy. Zważywszy na fakt , iż i tak mamy mało czasu pomiędzy dializami , zostawało go jeszcze mniej na karmienie, które jak wiecie było ogromnym problemem, Ciągłe wymioty i awersja w stosunku do jedzenia powodowały , że niemalże każdy posiłek byliśmy zmuszeni podawać w domu. Były to albo całkowicie zmielone blenderem papki podawane doustnie albo przez Peg. Nie do pomyślenia było karmienie Jaśka w samochodzie. Zwłaszcza , że nie jadł stałych posiłków. 
   Od mniej więcej pół roku Jasiek jako tako radzi sobie z jedzeniem bułki pszennej , surowych warzyw i innych. Czeka nas jeszcze długa droga zanim Gadzina zacznie jeść samodzielnie i nauczy się "normalnie" gryźć , ale najważniejsze jest to, że nie towarzyszy nam już miseczka - rzygulka :). 
   Poza tym chciałam się Wam pochwalić , że oprócz tego że Jasiek w końcu załatwia swoje potrzeby do nocnika to zasypia również bez smoczka. Jak sam twierdzi : "smoczek jest dla Maluchów". Zuch chłopak ;)









Harce z Anią
Puszczanie latawca z Tatą



"Na rączkach" u Loli 
Wygłupy z wujkiem Tomkiem

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo Was podziwiam i cieszę się że udało się Wam wyrwać chociaż na chwilę. Ja się nie mogę doczekać kiedy nasz Janek będzie już z nami. Pozdrawiam ciepło. Dorota

Elunia pisze...

Musisz być silna Dorotko. Zobaczysz, jeszcze Twój Janek wyjdzie na prostą i z uśmiechem na ustach będziecie wspominać nawet te złe chwile

Anonimowy pisze...

:) Cieszę się Waszym szczęściem.

Kasia

Anonimowy pisze...

SUPER ŻE JASIU DOCZEKAŁ SIE TAKICH WAKACJI.TEN MAŁY SZKRAB ZASŁUGUJE NA TO CO NAJLEPSZE TAK JAK TY ELU.POZDRAWIAM

Anonimowy pisze...

Witam czytajac Pani bloga cieszę się że znalazlam kogoś kto ma ten sam problem z dzieckiem i jakos sie udaje czy jest możliwość nawiazania jakiegoś kontaktu aby porozmawiac pozdrawiam Anna

Elunia pisze...

Pani Aniu, w razie jakichkolwiek pytań chętnie służę radą. proszę pisać na elaburza@wp.pl