sobota, 16 listopada 2013

ble ble ble

     Witam. Jak zwykle pobudka dość wcześnie 5:50, zupka Jankowa wstawiona, leki i mleko podane. Noc była trochę niespokojna , pomimo że Mały jeszcze śpi. Ciężko było mi zbić od rana temperaturę, ale w zasadzie nie widzę żadnych klinicznych objawów. Stawiałabym raczej tak jak nasza dr na wirusówkę (powiększone migdały, gardło).  Poobserwuję jeszcze dziś i jak nie będzie poprawy to pewnie skończy się na antybiotyku.
      Może zdziwić Was moje spokojne podejście do sprawy ale przez te wszystkie nasze "przygody" nauczyłam oszukiwać swoją psychikę i raczej już nie panikuję ;/. Janek lądował już na stole operacyjnym ok 10-12 razy. Nie pamiętam dokładnie - gdyż po 6-stym razie przestałam liczyć.
      Najgorsze z tego wszystkiego było ostre zapalenie trzustki, jako skutek zaklinowania się gastrostomii. Niechętnie wracam pamięcią do tamtego momentu. Część zdarzeń wyparłam ze świadomości. Kojarzę też że w tym czasie było "zakończenie lata". Najgorsza chwila , którą matka przeżywa to ta , gdy oko w oko musi się zmierzyć z potwornym bólem swojego dziecka. Ból - podobno jeden z najgorszych u dorosłych. Wolę nie myśleć jak to odczuwa prawie dwuletnie dziecko. Nie działały leki przeciwbólowe - włącznie z morfiną. Masakra. Ale wyszliśmy z tego obronną ręką. Przeżyliśmy nawet zabiegi hemodializ, liczne pooperacyjne zapalenia otrzewnej, zapalenia ujścia. Nie wspomnę już o centralnych wkłuciach, które w przypadku częstych badaniach (co 2-4 godz) były koniecznością.
     Dużo czasu mi to zajęło zanim zaczęłam wypowiadać się swobodnie na temat "Jaśkowych wariacji". Szczerze? Sama panicznie boję się igieł , szpitali. Nie umiem nawet połykać tabletek ;-PPP , tak więc z apteczki korzystam tylko wtedy , jak już jestem pod murem ;-P.
   

   
 

Brak komentarzy: